W tym roku minęło nam pięć lat życia na Islandii. W tym roku przeprowadziła się na Islandię moja kuzynka z mężam, tak więc można powiedzieć, że w tym roku emigrację przeżywamy na nowo. Jesteśmy świadkami ich pierwszych kroków na wyspie i zaskoczeń, które doświadczają niemal każdego dnia. Wracając pamięcią do naszej przeprowadzki, to też było ich wiele, dlatego postanowiłam je spisać i opublikować w dzisiejszym tekście.
Zanim przejdę do sedna, to przypominam, że wszystko to, co przeczytasz poniżej, jest na podstawie naszych i naszej rodziny doświadczeń. Rozumiem, że możesz mieć zupełnie inne. 😉
1. Reykjavik jest tańszy od Warszawy – zacznę od pytania, które zawarłam w tytule, który możliwe że wzbudził u ciebie większe emocje. Czy jest to możliwe, aby Reykjavik był tańszy od Warszawy? Kiedy wielokrotnie obserwowałam zdziwienia mojej kuzynki, że wiele produktów spożywczych w islandzkich sklepach jest tańszych lub ma praktycznie taką samą cenę, co w sklepach w Warszawie (i innych polskich miastach), to naprawdę nie chciało mi się wierzyć, że tak jest. Ale kiedy zaczęłam bardziej się przyglądać cenom w Polsce, to faktycznie zaczęłam dostrzegać, że ceny w Polsce (w porównaniu do tych na Islandii), już nie prezentują się tak atrakcyjnie. Oczywiście nie można generalizować i mówić, że na Islandii jest taniej niż w Polsce, bo tak nie jest, ale faktycznie niektóre produkty są. Robiąc zakupy w Bonusie, czy Kronanie, jest to bardzo zauważalne. Co więcej, w ostatnich miesiącach zauważyliśmy, że taniej na Islandii niż w Polsce można kupić różne gadżety elektroniczne (nasz ostatni taki zakup to Nintendo Switch Lite, które na Islandii było kilkaset złotych tańsze niż w Polsce), tak więc czasy, kiedy specjalnie się czekało do urlopu w Polsce, by tam się obkupić, chyba już mijają.
2. Ciebie też na to stać – niezależnie od tego, gdzie pracujesz, jaki zawód wykonujesz, to Ciebie też stać na egzotyczne wakacje, najróżniejsze gadżety elektroniczne i po prostu na życie o wyższym standardzie. Oczywiście nie ma nic za darmo, podatki są wysokie i trzeba pracować (często dużo), ale zaczynając pracę na Islandii, masz wrażenie, że z miesiąca na miesiąc możesz sobie pozwalać na więcej, i że po prostu twoja praca się opłaca. Większość mieszkańców Islandii nosi się podobnie – słuchawki Bose lub JBL na uszach, najnowszy iPhone w ręku, a w torbie świeżutki MacBook. Nieważne, czy zarabiasz więcej, czy mniej, twoje życie jest na przynajmniej zadawalającym cię poziomie. Wszyscy zauważyliśmy, że produkty w sklepach zaczynają się od tzw. półki średniej. Dziadostwa jest mało (chociaż oczywiście, że takie też się zdarzy!), a co więcej, jeżeli chcesz kupić sobie jakiś produkt elektroniczny, to tylko najnowszy lub ewentualnie model wcześniejszy. No i większość emigrantów stosunkowo szybko pozwala sobie na zakup samochodu, który faktycznie bardzo ułatwia życie na wyspie.
3. Reykjavik małe-wielkie miasto – Reykjavik to stolica Islandii i największe jej miasto, które zamieszkuje raptem ok. 130 tysięcy mieszkańców. I choć nie jest to duże miasto, to jednak mieszkając w nim nie ma się poczucia, że jest jakieś szczególnie małe. Jest rozległe, też są korki, a dojazdy miejskimi autobusami potrafią zajmować kilkadziesiąt minut. My byliśmy nastawieni, ze w Reykjaviku będzie nam się żyło jak w jakiejś większej wiosce i naprawdę bardzo się myliliśmy. Jest normalnie, jak w normalnym mieście. Chociaż nie, bo widoki piękniejsze!
4. Brak billboardów reklamowych – pamiętam, jak pięć lat temu przeprowadziliśmy się do Islandii, to zwróciliśmy uwagę na to, że w mieście prawie w ogóle nie było billboardów reklamowych. A kiedy na jakiś trafiliśmy, to od razu na niego zwracaliśmy uwagę, bo przecież był to taki unikat! Dziś billboardów jest trochę więcej, ale wciąż nie ma się poczucia, że atakują one z każdej strony. Co więcej, jeżeli są, to nieznacznych rozmiarów.
5. Nie ma ulotkarzy – nie pamiętam, aby na przestrzeni ostatnich kilku lat, ktoś na Islandii wręczył mi jakąś ulotkę. Mieszkając w Krakowie byłam przez ulotkarzy wręcz atakowana i trudno było mi nie przyjąć ulotek, ponieważ były mi one tak nachalnie wciskane do rąk. Na Islandii ulotki, czy darmowe gazetki są, ale w sklepach, na przeznaczonych na nie stołach i regałach.
6. Płatność kartą nawet za WC – co to było za zdziwienie, kiedy za toaletę w parku narodowym można było zapłacić tylko kartą płatniczą! Na Islandii w zdecydowanej większości płaci się kartą i uwierz mi, ale ja mogłabym nierozpoznać islandzkich koron, bo tak rzadko ich używam. Nie noszę monet wcale, a banknoty bardzo rzadko, tak więc mój portfel to dziś niewielkie etui na karty.
7. Tanie urządzanie – jeżeli właśnie jesteś po przeprowadzce do Islandii i szukasz mebli, różnego rodzaju sprzętów oraz dekoracji do domu, to wcale nie musisz kupować wyposażenia w drogich, markowych sklepach. Możesz odpuścić sobie nawet tańszą IKEA, bo na Islandii da się urządzić nawet za darmo. Po pierwsze na Facebooku jest taka znana i duża grupa (Gefins, allt gefins!), na której ludzie wstawiają najróżniejsze rzeczy do odebrania za darmo. Po drugie są też takie, na których ludzie pozbywają się rzeczy za naprawdę symboliczne kwoty. A po trzecie, w Reykjaviku jest dużo (i coraz więcej) tzw. używaków, czyli second handów, gdzie za grosze można się nieźle obkupić i to nierzadko w naprawdę fajne przedmioty. Kanapę, krzesła, lampy, szklanki, talerze, świeczniki, czajnik, opiekacz, odkurzacz, komodę, regał, dywan, radio, stół, zabawki dla dzieci i wiele innych możesz kupić np. tu: Góði hirðirinn. W Reykjaviku mamy także pchli targ, tak więc zarówno starocie, jak i najróżniejsze artystyczne rzeczy, są na Islandii bardzo łatwe do zdobycia.
8. Drewniane domki nie są drewnianymi – bardzo często turyści zachwycają się naszymi reykjavickimi, kolorowymi domkami na downtownie, które na pierwszy rzut oka wyglądają na drewniane. Jednak… one wcale drewnianymi nie są! A przynajmniej z zewnątrz. 🙂 Domki w ścisłym centrum stolicy są pokryte blachą falistą, która idealnie sprawdza się na islandzkie warunki pogodowe. Natomiast ramy okienne są już drewniane, a same okna otwiera się od dołu, a więc nie można otworzyć ich na oścież. Dodatkowo na Islandii mało jest wysokich budynków i wieżowców. Zabudowa jest niska, dzięki czemu, podczas długiej i raczej ponurej zimy, na ulicach jest jaśniej.
9. W autobusach nie ma kanarów – podróżując komunikacją miejską na Islandii nie trzeba się obawiać, że zaraz wejdzie kanar i z nieprzyjemną miną rozkaże, by okazać bilecik do kontroli. Nie ma kanarów, a w wyjątkowych sytuacjach kierowcom zdarza się pozwolić podróżnym przejechać daną trasę bez biletu. Warto wiedzieć, że obecnie biletów nie da się kupić u kierowcy, tylko w kilku miejscach w mieście (niestety nie ma kiosków i poszukiwanie bilecików może być dla przyjezdnych małym wyzwaniem).
10. Okna bez firanek – kiedy wprowadziliśmy się do naszego pierwszego mieszkania na Islandii, to byliśmy zaskoczeni, jak mało ludzi ma w oknach firanki, czy zasłony. Ja w Polsce nigdy nie miałam firanek, ale cienką zasłonkę owszem. Tutaj na Islandii okna zasłaniają głównie emigranci, którzy mieli taki zwyczaj w swoim kraju. I nie, nikt tutaj nie wypatruje przez okno sąsiadów. Nigdy nie zauważyłam, aby ktoś gapił się przez okno – no chyba, że na pogodę. 😉
11. Przerwa podczas seansu w kinie – gdy po raz pierwszy poszliśmy na Islandii do kina, to nagle, w połowie seansu, film, który oglądaliśmy zgasł. Ależ to było dla nas zaskoczenie! Jednak nikt oprócz nas nie był zdziwiony – jedni dalej spokojnie siedzieli w fotelach, a drudzy poszli po więcej popcornu, czy do toalety. Okazało się, że w islandzkich kinach, w połowie filmu robią przerwy. Dziś uważam, że jest to świetne i będąc ostatnio w kinie na polskim filmie, byłam zdziwiona, że tej przerwy nie było.
12. Liczba Polaków – jednym z największych zaskoczeń, które doświadczyliśmy na Islandii była liczba Polaków mieszkających w tym kraju. Kiedy spacerowaliśmy po centrum Reykjaviku, chodziliśmy do sklepów, czy załatwialiśmy różne sprawy w urzędach, to absolutnie wszędzie słyszeliśmy język polski. Nawet kasy samoobsługowe zrobili w polskiej wersji językowej. To było dla nas takie dziwne! Uciekliśmy z Polski, ale okazało się, że od rodaków się nie udało.
13. Może filiżankę kawy? – wszędzie, ale to absolutnie wszędzie, czy w sklepie spożywczym, odzieżowym, czy banku, znajdziesz ekspres do kawy z darmową możliwością napicia się tej kawy. Islandczycy uwielbiają kawę, do której napicia się zawsze znajdą okazję.
14. Nie ma judaszy – w islandzkich drzwiach nie ma (a przynajmniej my nigdy nie zauważyliśmy) wizjerów w drzwiach. Dlaczego? Może ktoś z czytelników zna na to odpowiedź?
15. Dużo placów zabaw – Islandczycy są bardzo rodzinni i ogólnie Islandia jest bardzo przyjaznym dzieciom krajem. Widać to np. po licznych placach zabaw na podwórkach oraz kącikach zabaw tworzonych w galeriach handlowych, restauracjach, aptekach, a nawet w niektórych firmach. Dzieci są wszędzie mile widziane i dorośli rozumieją ich potrzeby. Z jednej strony niektórzy rodzice narzekają, że na Islandii dzieci nie mają zbyt wielu miejsc do zabaw pod dachem, a z drugiej, praktycznie wszędzie, gdzie nie idziemy z Kajetanem, to ma się on gdzie, choć przez chwilę, pobawić.
16. Mycie kubłów na śmieci – kiedy na nasze osiedle przyjeżdżają panowie śmieciarką po śmieci, to po opróżnieniu kubłów są one przez nich myte. I może właśnie dlatego nie cuchną one tak bardzo, jak nam cuchnęły one w Polsce (gdzie akurat nam nie myli)?
17. Woda w kranie jest wrząca – uwaga na ciepłą wodę w kranie, bo może poparzyć! Szybko nauczyliśmy się, aby nie przekręcać kurka na maksymalnie ciepłą wodę, bo ta leje się niemal wrząca! W zasadzie można nią parzyć herbatę. I jakie to jest wygodne!
18. Wszędzie woda pitna! – pozostając przy temacie wody, to ta jest pitna z każdego kranu (pije się tą zimną). Nie ma potrzeby kupowania wody butelkowanej, bo ta jest tą samą, którą napijesz się z kranu. Jaka wygoda! Lecąc na Islandię warto zaopatrzyć się w bidon. My bidony mamy pod ręką cały czas i bez problemu sobie je uzupełniamy w każdym miejscu (z rzek również!). Islandzka woda jest jedną z najczystszych, najzdrowszych i najwspanialszych na świecie. Jest miękka, delikatna i nie powoduje tworzenia się kamienia w czajniku. Nigdy nie mieliśmy potrzeby odkamieniania go.
19. Produkty wege i inne – jeżeli jesteś na diecie wegańskiej, bezglutenowej, keto, czy innej, która wymaga mniej popularnych produktów spożywczych, to z tym na Islandii nie będzie żadnego problemu. Może w Polsce już się trochę w tym temacie poprawiło (z relacji znajomych to raczej na pewno), ale pięć lat temu, kiedy przeprowadziliśmy się do krainy lodu i ognia, byliśmy zaskoczeni, ile tych produktów (zwłaszcza wegańskich) było dostępnych nawet w najtańszych sklepach spożywczych. Tak więc z utrzymywaniem jakiejkolwiek diety, nie ma na Islandii problemu.
20. Super szybki internet – kolejnym zaskoczeniem na Islandii, był dla nas super szybki internet! Kilkadziesiąt minut ładowania filmiku na nasz kanał na YouTube zamieniło się na kilka – co za wygoda!
21. Godziny otwarcia sklepów – mój osiedlowy sklep spożywczy w Polsce był otwarty od 6:00 do 21:30. Wydaje mi się, że na Islandii raczej nie ma żadnego takiego zwyczajnego sklepu spożywczego, który byłby otwierany wcześniej niż o 9:00. Większość otwierana jest dopiero między 10:00 a 12:00! I są one czynne zazwyczaj do 18:00, chociaż obecnie sklepy są czynne coraz dłużej. Nasz osiedlowy działa od 9:00 do 21:00, tak więc jesteśmy ogromnymi szczęściarzami, że mamy tak luksusowo! Oczywiście na Islandii jest kilka (!) sklepów całodobowych, ale tym samym są one droższe od tych zwykłych. Warto też przygotować się na to, że urzędy, czy przychodnie też długo w ciągu dnia nie pracują – zazwyczaj otwarte są do 16:00.
22. Islandczycy zapijają się colą i pepsi – nigdzie indziej na świecie nie widzieliśmy, aby ludzie w tak ogromnych ilościach kupowali napoje gazowane, jak pepsi, czy cocacola. Okropnie niezdrowe przyzwyczajenie, ale ubóstwiane przez Islandczyków.
23. Na budowie jest mało robotników – pewnego dnia mąż kuzynki zwrócił uwagę, że na islandzkich budowach pracuje bardzo mało robotników. Szybko to potwierdziłam, bo mieszkając na cały czas rozbudowującym się osiedlu, nigdy nie widziałam więcej niż kilku robotników (najczęściej dwóch, trzech) na jeden budowany dom.
24. Mnóstwo ogrodzeń – na Islandii ziemie są prywatne i podróżując nawet w bardzo odległe, dziewicze tereny, zauważa się ogrodzenia. Trudno iść gdzieś na dziko, nie przekraczać ogrodzeń i nie być na czyjejś ziemi, dlatego… raczej nikt tego nie robi. Wiadomo, dochodzi do tego szacunek do przyrody oraz warunki pogodowe. W każdym razie ogrodzeń jest mnóstwo.
25. Tu gryzą owady! – mówili, że na Islandii nie ma komarów, a więc nie ma problemu ze swędzeniem po wstrętnych ukąszeniach tych małych owadów. I faktycznie, komarów tu nie ma, ale niestety są jeszcze gorsze potwory! Pomimo tego, że są mniejsze od komarów, to gryzą gorzej i jeszcze bardziej swędzi. Dwa lata temu, po weekendzie na wsi musieliśmy się udać do lekarza po antybiotyk (!), aby nasza skóra wreszcie mogła dojść do siebie. Naprawdę przez te liczbę ugryzienia łzy same cisnęły nam się do oczu, tak więc niestety, ale latem nawet na Islandii też trzeba się chronić repelentami. Muszki, które tak okrutnie gryzą, nazywają się kuczmany, ale też to nie jest tak, że są one zawsze i wszędzie.
26. Tylko dwie galerie handlowe – na Islandii galerie handlowe, jakie kojarzymy z Polski i ze świata są tylko dwie, czyli Kringlan w Reykjaviku i Smáralind w Kópavogur (mieście przylegającym do stolicy). Ale są one w zupełności wystarczające. Nie są za duże, ale też nie są tak małe, że nie ma w czym wybierać. Sklepów jest dużo i są fajne, z jakościowymi produktami.
27. H&M i New Yorker – byliśmy w szoku, że kiedy w 2016 roku przeprowadziliśmy się do Islandii, to z popularnych i dobrze znanych nam z Polski sieciówek ubraniowych była tylko Zara. H&M i New Yorkera otwierali na naszych oczach, czyli jakieś 4 i 3 lata temu!
28. Zimy wcale nie są takie ciemne – pamiętam, jak wszyscy nas straszyli, że islandzka zima jest potworna, bo taka ciemna, ponura i dołująca. Byliśmy nastawieni, że przez pół roku nie będziemy widzieć Słońca i że naprawdę źle się ona na nas odbije. Tyle czekaliśmy i czekaliśmy, i nagle przyszło lato. Może mamy tak tylko my, ale islandzka zima w Reykjaviku w ogóle nam nie straszna. Nie jest ani tak ciemna, jak nas straszyli, ani mroźna, ani smutna. Owszem jest zimno, deszczowo, sztormowo i ograniczająco, ale no bez przesady. Człowiek zajęty, z pasjami, dobrym nastawieniem do życia oraz kochający dziką przyrodę, przetrwa bez problemu!
29. Zjesz porządne jedzenie na stacji benzynowej – i nie jest nim tylko słynny, islandzki hot-dog! Dania obiadowe na stacjach benzynowych potrafią być wyśmienite i w naprawdę dobrej cenie! My np. uwielbiamy wegańskie hamburgery na stacji w Blönduós i zawsze, kiedy przejeżdżamy przez to miasteczko, to zatrzymujemy się na ten posiłek. Frytki też mają niezłe!
30. Islandzkie ZOO – nie jesteśmy fanami ZOO, ale od czasu do czasu odwiedzamy to, które mamy w Reykjaviku, ponieważ na jego terenie znajduje się również park rozrywki. Zaskakujące w islandzkim ZOO jest to, że podziwia się w nim… świnie, barany, krowy, czy konie i gołębie.
31. Atrakcje przyrodnicze na wyciągnięcie ręki! – niby nie powinno to zaskakiwać, ale jednak! Jedne z największych atrakcji przyrodniczych kraju masz szansę zwiedzić w ciągu zaledwie kilkugodzinnej podróży z Reykjaviku. Nie trzeba udawać się na wielkie wyprawy, by zobaczyć cudowne wodospady, gejzery i wulkany. Te niesamowite islandzkie krajobrazy są na wyciągnięcie ręki. Wyjeżdżając z Reykjaviku jesteś już w bezkresnej, islandzkiej dziczy!
32. Pracownicy w klapeczkach – kiedy po raz pierwszy udaliśmy się do islandzkiego urzędu, to byliśmy mega zaskoczeni, że urzędnicy nie mieli na sobie wyjściowego, eleganckiego obuwia, a zwykłe klapeczki! No i jakie to jest mądre! Bo po co przez te długie godziny za biurkiem mają męczyć stopy? Luz i jeszcze raz luz!
33. Wszyscy są na ty – nie ma “proszę pani, proszę pana”, natomiast jest Demi i Damian. Wszyscy mówimy sobie po imieniu, również w urzędach, również w oficjalnych listach i mailach. I jakie to jest ludzkie! Dzięki temu jest zdecydowanie milej i ma się poczucie, że ktoś faktycznie się nami zajmuje, a nie kolejnym, do odhaczenia klientem. Gdy ktoś z Polski mówi do mnie “proszę pani”, to ja naprawdę się z tym dziwnie czuję i tego nie lubię. Odzwyczaiłam się.
34. Leki i lekarze – niestety niepozytywnie zaskoczyła nas dostępność leków. Bardzo dużo z nich jest na receptę, ale z drugiej strony, jak jakieś lekarstwo jest naprawdę konieczne, to bez problemu zostanie ono przepisane przez lekarza. Jednak i tak zawsze się coś przywozi z Polski lub proś rodzinę, by nam przywiozła. To, co nas jeszcze negatywnie zaskoczyło na Islandii, to możliwość, a w zasadzie jej brak, robienia badań od ręki. W Polsce mogliśmy pójść z ulicy do jakiejś kliniki poprosić o wykonanie choćby podstawowych badań krwi – tutaj nie ma takiej opcji. Na badania laboratoryjne trzeba mieć skierowanie, które ot tak, na życzenie pacjenta, nie zawsze jest wydawane. Natomiast plus jest taki, że lekarz rodzinny jest bardzo wszechstronny i na wiele problemów potrafi szybko zaradzić.
35. Listonosz o 22:00 – wiesz, o której potrafi przyjść na Islandii listonosz? O 22:00! Bo przesyłki listonosze roznoszą wieczorami (między 17:00 a 22:00), a nie w ciągu dnia, kiedy wszyscy są w pracy i mają problem być w domu na czas. Jakie to jest dobrze przemyślane! Do nas listonosz najczęściej wpada koło 21:00 i jest to super wygodne!
To na pewno nie są nasze wszystkie zaskoczenia, tak więc o niewspomnianych powyżej napiszę za jakiś czas w kolejnym tekście z tej serii. Czy jest coś, co Cię zaskoczyło? 🙂