Blog

50 minusów życia w Islandii

Długa zima, silne wiatry, słaba opieka medyczna i drożyzna – to są najczęściej wymieniane przez Polaków minusy życia w Islandii. Jednak tych wad można wymienić znacznie więcej, choć niekoniecznie wszystkim będą one doskwierać. Każdy z nas ma bowiem inne postrzeganie na świat, inne priorytety w życiu i inny charakter. A także inne doświadczenie, staż i oczekiwania. W poniższym wpisie zebrałam wszystkie minusy życia w Islandii, które przyszły mi do głowy – zarówno te, które doświadczam na swojej skórze, jak i wymieniane przez innych mieszkańców krainy lodu i ognia.

Wstęp

Ostatni wpis o plusach i minusach życia w Islandii opublikowałam w 2018 roku, po dwóch latach mieszkania w tym kraju. Po pierwsze było to już dawno temu, a po drugie ze stosunkowo niewielkim doświadczeniem, dlatego uważam, że w tym temacie należy się konkretna aktualizacja. Pomyślałam, że przygotuję oddzielne wpisy (oraz filmy na YouTube) o wadach i zaletach życia w Islandii, ponieważ mam znacznie więcej do przekazania niż poprzednio.

Zdaję sobie sprawę, że znajdą się osoby, które przynajmniej częściowo nie będą się ze mną zgadzały. Oczywiście mają do tego prawo, ponieważ każdy z nas wyrabia sobie swoją własną opinię. I właśnie każdy z nas może mieć ją inną. Dlatego nie podważajmy czyjegoś zdania, tylko akceptujmy i wyciągajmy wnioski dla siebie. Pragnę również podkreślić, że Islandia jest dla mnie oraz mojej rodziny szczęśliwym miejscem i żadne jej wady nie determinują naszego szczęścia.

Minusy życia w Islandii

Wymienione minusy życia w Islandii są bardzo różnorodne i mają różny wpływ na codzienne życie na wyspie. Niektóre z nich są bardzo niewielkie, błahe, często niezauważalne. Inne dosyć znaczące, a nawet warunkujące zadowolenie z mieszkania w tym kraju. Nie pogrupowałam ich, tylko przedstawiłam w przypadkowej kolejności, by tekst ten był bardziej ciekawy.

Rażące słońce

Zimą możemy narzekać na niedobór słońca, ponure dni i długie noce, a także mnóstwo pochmurnych i deszczowych dni w ciągu lata. Natomiast kiedykolwiek pojawi się słońce, jest ono tak mocne, że trudno wytrzymać bez okularów przeciwsłonecznych. Ja mam bardzo wrażliwe oczy, które często łzawią (również od wiatru), dlatego nieraz łapię się na tym, jak się męczę na islandzkim słońcu. Gdy jego promienie padają na moją twarz, bardzo często się marszczę i tym samym pogłębiam swoją lwią zmarszczkę. Islandzkie słońce jest oślepiające, dlatego zawsze warto mieć pod ręką ciemne okulary i pamiętać o nich również wtedy, gdy zamierza się prowadzić samochód (również zimą!).

Wilgoć na oknach i grzyb na ścianie

To, co sprawia duży problem w codziennym życiu na wyspie, jest wiecznie pojawiająca się w mieszkaniu wilgoć – woda zbierająca się na oknach oraz odpadający przez nią tynk. Nierzadko tworzy się grzyb na ścianie, który może spowodować poważny problem. Gdy wprowadziliśmy się do naszego pierwszego, wynajmowanego mieszkania, agencja mieszkaniowa dała nam instrukcje, jak dbać o mieszkanie pod względem wilgoci. Zaleceniem było codzienne i długie wietrzenie mieszkania, pozostawianie uchylonych okien na noc również zimą i równoczesne grzanie kaloryferami, które działają przez cały rok. Długo się uczyliśmy, by w mieszkaniu nie zbierała się woda i dziś mamy z tym dużo mniejszy problem. Jednak niestety nie unikniemy wycierania (zwłaszcza zimą i podczas gotowania) szyb i zdrapywania z kątów sufitowych grzybów (które całe szczęście są tylko powierzchniowe i szybko można się ich pozbyć), co negatywnie wpływa na estetykę naszego mieszkania.

Drogi alkohol

Dla mnie to w ogóle nie jest minus, ponieważ alkohol spożywam bardzo sporadycznie, ale faktem jest, że alkohol w Islandii jest bardzo drogi. Ponadto jest on dostępny tylko w państwowych sklepach monopolowych (Vínbúðin), które najczęściej czynne są od poniedziałku do soboty w godzinach 11:00-18:00. Dlatego o alkoholu potrzebnym na domówki, trzeba pomyśleć trochę wcześniej. Wszyscy mieszkańcy Islandii dobrze też wiedzą, że w alkohol najlepiej (bo najtaniej) jest się zaopatrzyć po wylądowaniu na lotnisku w Keflavíku, ponieważ również po przylocie podróżni mają dostęp do sklepu bezcłowego (przed wyjściem na halę przylotów). Przykład z maja bieżącego roku: Aperol w maju kosztował na lotnisku 18 €, a w sklepie Vínbúðin 38 €.

Transport publiczny

Choć minęło już kilka dobrych lat, odkąd nie poruszam się po mieście transportem publicznym, to jednak mam wrażenie, że niewiele się od tamtego czasu zmieniło i problem pozostał podobny. Transport publiczny w Islandii ogranicza się tylko do autobusów (Strætó) – nie ma tramwajów, a tym bardziej metra. Jeszcze w 2016 roku, kiedy przeprowadziliśmy się do Islandii, nie było nocnych autobusów, a kończąc pracę o 22:00, musieliśmy przynajmniej pół godziny wcześniej z niej wychodzić, by zdążyć na ostatni autobus (a w zasadzie dwa) do domu. Obecnie na terenie Regionu Stołecznego funkcjonują cztery nocne autobusy. Wszystkie jednak wyjeżdżają z centrum Reykjavíku i tylko trzy razy w ciągu nocy. Kiedy korzystaliśmy z autobusów, często musieliśmy się przesiadać, co równało się ze stosunkowo długim oczekiwaniem na kolejny autobus. A oczekiwaniu na autobus pod blaszanym daszkiem, bądź tylko przy słupku wyznaczającym miejsce przystanku podczas uporczywej pogody, nigdy nie było dla nas przyjemne. Natomiast żyjąc w mieście, można sobie jeszcze poradzić z dojazdami, ale sytuacja wygląda dużo gorzej, gdy chce się przemieścić do innego regionu Islandii. Siatka połączeń jest bardzo ograniczona, tak samo, jak częstotliwość kursujących autobusów.

Język islandzki

Wiele osób narzeka na duże poczucie wyobcowania z powodu braku znajomości języka islandzkiego. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że język jest kluczem do lepszego życia na wyspie. Otwiera nowe drogi, pomaga w uzyskaniu lepszego stanowiska pracy, a także daje możliwość lepszego zrozumienia kultury i mentalności Islandczyków. Z językiem islandzkim człowiek czuje się bardziej swobodnie, pewniej i po prostu lepiej. Jednak język ten jest trudny, a to, że większość Islandczyków płynnie posługuje się językiem angielskim, utrudnia naukę. Tak samo, gdy pracuje się z innymi emigrantami (głównie Polakami), co ogranicza kontakt z islandzkim i ma się mniej okazji do jego praktykowania. Ludzie szybciej się uczą języka islandzkiego, nie kończąc kolejnych poziomów kursów islandzkiego w szkołach językowych, ale żyjąc daleko poza stolicą w mniejszych miejscowościach, w których dużo rzadziej używa się angielskiego (choćby z tego powodu, że nie wszędzie “wszyscy” Islandczycy się nim posługują). Tak czy inaczej, w naukę języka islandzkiego trzeba włożyć dużo wysiłku, a anglojęzyczne (a także polskojęzyczne) środowisko oraz zajmująca czas praca na cały etat i masa codziennych obowiązków w tym nie pomagają. Niektórzy Polacy mieszkający w Islandii zwracają uwagę również na to, że pomimo płynnej znajomości języka islandzkiego, nigdy nie będą się “czuć jak u siebie” i dla Islandczyków “zawsze będziemy obcymi”.

Mało koszów na śmieci

Problem, o którym zapomniałam, bo szybko do niego przywykłam, ale od czasu do czasu przypominają mi o nim turyści. W Islandii jest dużo mniej koszów na śmieci – nie tylko na ulicach miast, czy osiedlowych alejkach spacerowych, ale także – jak nie przede wszystkim – przy atrakcjach i na szlakach turystycznych. Dlatego warto pamiętać, by zawsze mieć przy sobie woreczek/torbę na śmieci, aby móc je mieć gdzie składować, a następnie wyrzucić do kosza, czy kontenera na śmieci.

Nie ma drogerii

w Islandii nie znajdziemy Sephory, Douglasa, Rossmanna, czy innych nawet niewielkich drogerii – choć może tak być, że po prostu o jakiejś nie usłyszałam. Pamiętam, że przez chwilę była jedna niewielka z podstawowymi kosmetykami do makijażu, ale nigdy nie natknęłam się na taką, jakiego typu są w Polsce. Na Internecie faktycznie można znaleźć kilka internetowych sklepów kosmetycznych, które otworzyły się na przestrzeni ostatnich kilku lat, ale jednak niektórym wciąż brakuje takich pod dachem (najczęściej Sephory). Natomiast nie oznacza to, że w Islandii brakuje kosmetyków, bo jest wręcz przeciwnie. Kosmetyki z niższych i wyższych (nawet tych najwyższych) półek cenowych, można znaleźć w aptekach, które pełnią funkcję zarówno aptek w ich klasycznym rozumieniu, czyli sprzedających lekarstwa i suplementy, jak i drogerii kosmetycznych. W hipermarketach sieci Hagkaup również można dostać tanie oraz drogie kosmetyki i ostatecznie naprawdę jest w czym wybierać.

Mało atrakcji dla dzieci

Kilka razy przeczytałam na facebookowych grupach zrzeszających polskie matki żyjące w Islandii, że w tym kraju brakuje atrakcji dla dzieci. I tu głównie chodzi o parki rozrywki, parki tematyczne, małpie gaje, a także place zabaw zamknięte w budynku. W Islandii, choć nie ma wielkich placów zabaw, a namiastka wesołego miasteczka nie ma nawet małego diabelskiego młynu, to jednak małych jest dużo i zawsze znajdzie się miejsce, by dziecko się gdzieś pobawiło. Dla nas to właśnie Islandia – jej aspekty przyrodnicze – jest najlepszym placem zabaw dla dziecka, dlatego sami nie dostrzegliśmy tego problemu. Osiedlowe place zabaw w zupełności nam (a w zasadzie Kajetanowi) wystarczają. Obserwując naszego syna, widzimy, że on zawsze sobie wymyśli jakąś fajną dla siebie zabawę, a jak już pomysły zaczną mu się wyczerpywać, to od czego ma kreatywnie myślących rodziców?! Tym samym mamy wrażenie, że atrakcji tych pod dachem brakuje bardziej rodzicom, by ci mogli sobie gdzieś usiąść, spotkać się z innymi rodzicami i w taki oto sposób spędzić czas przy dziecku. Nas to zupełnie nie kręci, zwłaszcza że na co dzień moc atrakcji w przedszkolu, w którym świetnie bawi się ze swoimi przyjaciółmi. Atrakcji dla dzieci pod dachem ma brakować zwłaszcza w miesiącach zimowych, kiedy pogoda nie sprzyja przebywaniu na świeżym powietrzu. Co wówczas robią islandzcy rodzice? Idą z dziećmi na basen, do biblioteki, lodowisko, zajęcia organizowane, czy po prostu wymyślają zabawy w domu. Warto też śledzić wydarzenia na Facebooku, których w ciągu miesiąca potrafi być naprawdę bardzo dużo – zwłaszcza zimą i nieraz nie możemy się zdecydować, na jakie wydarzenie z naszym synkiem pójść. Z kolei w lecie organizowane są różne festiwale i wydarzenia na wzór dni kultur – wszystko prezentuje się skromniej, ale jednak jest.

Brak straganów

Zawsze, kiedy jestem w Polsce i na południu Europy w miesiącach letnich, zachwycam się straganami warzywno-owocowymi. Jakie to jest fantastyczne, że można sobie wybierać w takich świeżutkich, świeżo zebranych i jeszcze brudnych warzywach i owocach, które tak pięknie pachną i przypominają mi o działce mojego dziadka. W Islandii widoku babć sprzedających na swoich straganach nie doświadczymy, chociaż ci najbardziej zainteresowani trafią w końcu do islandzkiego rolnika lub znajdą internetową opcję zamawiania od niego produktów. W Islandii, choć wybór w warzywach i owocach jest zaskakująco duży, to jednak większość jest importowana, pakowana w folię i plastikowe pudełka. Niektóre z tych produktów podczas długiego transportu tracą swój właściwy smak i konsystencję. Polacy mieszkający w Islandii bardzo często narzekają właśnie na słabej jakości owoce i warzywa, które pozbawione są smaku.  Nierzadko słyszę, że nie ma tu smacznych pomidorów (choć ja uważam, że te z islandzkich szklarni są wspaniałe!), ładnych porów, czy odpowiednio twardych buraków.

Plan podróży może nie wypalić

Możesz przygotować najlepszy plan podróży, który ostatecznie może kazać się bezużyteczny, ponieważ zweryfikuje go pogoda. Niestety, ale warto przygotować różne opcje podczas zwiedzania Islandii, które mogą wiązać się z przejechaniem mnóstwa dodatkowych kilometrów. Islandzka pogoda jest bardzo dynamiczna i nie warto ufać wielodniowym prognozom pogody, bo naprawdę mogą okazać się zupełnie inne. My wielokrotnie właśnie przez pogodę musieliśmy zmieniać swoje podróżnicze plany, a w zasadzie musieliśmy zaakceptować to, że nie podróżujemy tam, gdzie chcemy, ale tam, gdzie możemy, czyli udajemy się tam, gdzie pogoda jest po prostu lepsza.

Drogie jedzenie

Ostatnio będąc na wakacjach we Włoszech, nawet drogie restauracje wydawały nam się tanie, kiedy ich ceny porównywaliśmy do tych islandzkich. Takie same odczucia mieliśmy podczas zeszłorocznego pobytu w Polsce, gdzie nie mogliśmy się nadziwić, jak tanio można zjeść na mieście. Islandzkie restauracje, czy fastfoody, a nawet zwykłe gotowe kanapki ze sklepu spożywczego, wcale nie są takie tanie – przynajmniej porównując ich ceny do tych zagranicznych. Jedzenie na mieście jest drogie, ale z drugiej strony nie wszystkie ceny w islandzkich sklepach spożywczych wypadają tak źle. Da się kupować taniej, czasem zaskakująco tanio i to świetnej jakości, ale wyjście do restauracji zawsze wiąże się z bardzo dużym wydatkiem.

Wiatr

W islandzkiej pogodzie najbardziej doskwiera mi wiatr. Kiedy przeprowadzałam się do Islandii, usłyszałam, że w tym kraju wieje nieustannie i nie ma czegoś takiego, jak bezwietrzny dzień. Choć nie jest to do końca prawdą, bo zdarzają się piękne dni bez uporczywego wiatru, to jednak są to dni darowane. Wiatr zazwyczaj wieje dosyć mocno – rozwiewa włosy, które jednak zawsze lepiej mieć związane lub trzymane pod czapką, a wiejący z północy często nieprzyjemnie przeszywa uszy. Tutaj, kiedy sprawdza się prognozę pogody, zwraca się szczególną uwagę właśnie na prędkość wiatru, ponieważ znacząco wpływa ona na odczuwanie temperatury i ogólny odbiór pogody. 10 stopni Celsjusza powyżej zera przy zimnym i porywistym wietrze może być przeraźliwie zimne, ale przy słońcu (które na Islandię pada pod innym kątem) i słabym powiewie wiatru wręcz upalne, dlatego lepiej sprawdzać nie temperaturę, a jej odczuwalność. W Polsce na co dzień nie doświadcza się takich porywów wiatru, dlatego może się wydawać, że nawet silny wiatr nie przeszkodzi w podróżowaniu, jednak w Islandii jest to zupełnie inne doświadczanie tej siły wiatru. Należy pamiętać na przykład, by wychodząc z samochodu zawsze mocno trzymać drzwi i nigdy nie zostawiać ich otwartych, ponieważ zdarza się, że wiatr je wyrywa. Prowadząc samochód, zdarza się też, że czuć, jak wiatr spycha z drogi, dlatego trzeba być bardzo uważnym i pilnować kierownicy. Czasem potrafi bardzo utrudnić rozbicie namiotu, czy nawet łatwe piesze wędrówki. I właśnie przez te porywiste wiatry w Islandii deszcz pada też poziomo, a Islandczycy nie używają parasolek, bo nie dość, że nie będą one w stanie ochronić przed deszczem, to jeszcze szybko się łamią. Podsumowując – wiatr bardzo wpływa na samopoczucie nie tylko podczas codziennego życia w Islandii, ale także podróżowania po kraju niezależnie od pory roku.

Krótkie godziny otwarcia

Islandzkie urzędy i różne placówki, a także sklepy (również spożywcze) mają stosunkowo krótkie godziny otwarcia. Za przykład możemy wziąć Þjóðskrá, czyli Islandzki Urząd Rejestracyjny, który w Reykjavíku (stolicy kraju!) otwarty jest od poniedziałku do piątku tylko w godzinach od 10:00 do 15:00. Co prawda ogromną zaletą Islandii jest to, że prawie wszystko jesteśmy w stanie załatwić online, a załatwianie spraw urzędowych to przy tym, jak to wygląda w Polsce (z mojego doświadczenia) to czysta przyjemność, to jednak kiedy potrzebujemy udać się do islandzkiego urzędu, to musimy na przykład zwolnić się tego dnia z pracy, by do niego zdążyć. Podobnie jest z wieloma innymi instytucjami, sklepami, a także stacjami benzynowymi. W stolicy nie jest trudno znaleźć sklep, który otwarty będzie całą dobę, ale w mniejszych miejscowościach, czy na wsiach będzie z tym już duży problem. Niektóre mieściny mają sklep spożywczy, który otwierany jest tylko na przykład na godzinę w ciągu dnia, albo tylko na zawołanie właściciela. Albo w ogóle nie ma i trzeba jechać kilometry, by zrobić podstawowe zakupy. Stacji benzynowych dookoła Islandii jest dużo i tankowanie jest czynne przez całą dobę, ale nie wszystkie mają budynek ze sklepem, restauracją i toaletami, a nawet jeżeli tak, to chyba tylko kilka w całej Islandii będzie otwartych przez całą dobę. To sprawia, że turysta musi dobrze rozplanować robienie zakupów podczas podróży i wystarczająco wcześnie pomyśleć, o tym, by danego dnia mieć co zjeść.

Ograniczona rozrywka

Porównując do innych europejskich stolic, Reykjavík nie jest dużym miastem, chociaż bardzo rozległym. Co prawda jest tu dosyć dużo organizowanych najróżniejszych wydarzeń kulturalnych, spotkań dla rodzin z dziećmi, kursów, zajęć sportowych i cyklicznych festiwali, to jednak wiele osób narzeka na to, że w mieście rozrywka jest bardzo ograniczona i mało różnorodna. To, na co ja mogę narzekać pod tym względem, to jest to częstotliwość koncertów zagranicznych artystów – po prostu są one tutaj rzadko, a ponadto zawsze organizowane tylko w jednym miejscu. Niekoniecznie tęsknię za wielkimi scenami, a za samymi okazjami udawania się na koncerty. W Islandii na przestrzeni ostatnich prawie już siedmiu lat, byłam tylko na koncercie Katie Meluy, Wardruny i Eivør. Podobnie sytuacja wygląda również z muzeami i galeriami sztuki (które są bardzo niewielkie i skromne), kręglami, kinami i najróżniejszymi atrakcjami pod dachem, a także nocnym imprezowaniem. Wybór jest na tyle skromny (zwłaszcza dla osoby pochodzącej z wielkiego miasta), że prędzej czy później zdąży się poznać wszystkie miejsca rozrywki. Tutaj oprócz tego, że wybór w rozrywkach jest niewielki, to zazwyczaj jest tylko jedno (lub dwa, trzy) miejsca, w którym daną aktywność można wykonywać – na przykład w Reykjavíku jest tylko jeden park trampolin (i to niezbyt duży), jeden escape room, dwa lodowiska, czy jedne kręgle – jeżeli lubisz takie miejsca, szybko je wszystkie poznasz. Ponadto nie ma tu parku wodnego (co trochę dziwi, bo Islandczycy mają mnóstwo basenów, które uwielbiają), parków tematycznych, wesołych miasteczek, czy rollercoastera. Dlatego mieszkańcy Islandii po takie atrakcje jeżdżą za granicę. Czy jest to wada życia w Islandii? Dla niektórych wystarczająca, by właśnie z tego powodu wrócić do Polski. Jednak dla niektórych Islandia jest zbyt cicha i spokojna.

Nie ma Allegro

W Islandii nie ma portalu sprzedażowego typu Allegro (Ebay, Amazon), który zrzeszałby większość sklepów i pozwalał na wygodne i szybkie zamawianie produktów. Co prawda jest coś w rodzaju OLX oraz jakieś aplikacje rozbite na różne kategorie sprzedażowe, ale ostatecznie największą popularnością cieszą się tu facebookowe grupy sprzedażowe, których ja nie jestem fanką. Dużo Polek mieszkających w Islandii narzeka również, że jest tu stosunkowo mało sklepów internetowych i w związku z tym zakupy online są bardzo ograniczone.

Nie ma życia bez samochodu

Kiedy zrobiłam prawo jazdy w Polsce i dostałam swój pierwszy samochód, mieszkając w Krakowie, szybko się go pozbyłam. Zupełnie nie opłacało mi się jeździć po mieście autem, ponieważ moje miasto miało wówczas wystarczająco dobrze działającą komunikację miejską. Zresztą nawet podróżując pomiędzy różnymi miastami i regionami w Polsce, zawsze mogłam znaleźć dogodne połączenie, a więc samochód był dla mnie niemal w każdym przypadku zbędny. Ta kwestia w Islandii wygląda zupełnie inaczej. Żyjąc w stolicy jeszcze uda nam się w miarę sprawnie przemieszczać, choć chcąc pojechać gdzieś dalej, czy przemieszczać się w innych częściach wyspy (np. po wsiach, gdzie te autobusy nie kursują), robi się problem. Nie ma pociągów, busów, prywatnych przewoźników, tylko wspomniane autobusy Strætó oraz połączenia lotniczne. Jednym z pierwszych zakupów, które dokonują emigranci, jest właśnie samochód. I przeprowadzając się do Islandii warto o tym pamietać, ponieważ nie tylko kupno samochodu jest kosztowne, ale także (zwłaszcza!) jego utrzymanie, a na początku zawsze każdemu trochę tych pieniędzy tu brakuje.

Wulkany i lodowce

Piękne wulkany i lodowce, które stanowią największe atrakcje geoturystyczne Islandii, są także ogromnym zagrożeniem dla mieszkańców Islandii. Wybuchy wulkanów mogą zakłócać ruch lotniczy w Europie, wypływająca lawa zalać drogę, a wydobywające się toksyczne gazy negatywnie wpływać na zdrowie. Z kolei powodzie lodowcowe mogą niszczyć osady ludzkie, drogi, mosty, pola uprawne, a także infrastrukturę techniczną. Nieprzyjemne mogą być także występujące w kraju trzęsienia ziemi związane zarówno z rozbieżnym ruchem płyt tektonicznych, jak i przemieszczającą się pod stopami magmą. Dlatego warto również pod tym względem wybrać dla siebie jak najlepsze (bezpieczne i komfortowe) miejsce do życia w Islandii. Więcej: Wybuch wulkanu nieopodal stolicy.

https://youtube.com/watch?v=XE5kCrFxQ-4%3Ffeature%3Doembed

Brak wody mineralnej

Jako Polka i Krakowianka, osoba wychowana na wodach mineralnych, po przeprowadzce do Islandii bardzo zaczęło mi ich brakować. Dla mnie przez długi czas była to rzecz, za którą w zasadzie najbardziej tęskniłam. Tym samym nie umniejszam tutaj islandzkiej wodzie pitnej, ponieważ ta jest jedną z najsmaczniejszych i najzdrowszych na świecie, ale zupełnie innego typu. Dziś już tak nie tęsknie za naturalnie zmineralizowanymi o delikatnie słonym, czy żelazistym smaku wodami, choć, kiedy jestem w Polsce, czy gdzieś indziej za granicą, zawsze opijam się wodami mineralnymi i leczniczymi. Poza tym już od dłuższego czasu w polskich sklepach dostępnych w Islandii można kupić polską wodę mineralną, także jakby nie było, mam ją pod ręką. Jednak wciąż brakuje mi na Islandii źródeł wód mineralnych, dlatego niezmiernie się cieszę, że odkryłam dwa, z których okazjonalnie mogę czerpać uzdrawiającą wodę.

Podróże zagraniczne

Przed przeprowadzką do Islandii dosyć dużo podróżowałam. Co roku wakacje nad Morzem Śródziemnym, a z Damianem co parę miesięcy w jakiejś podróży po Europie, Afryce, czy Azji. Z Polski zawsze było łatwo gdzieś wyjechać, tyle możliwości i to często w świetnych cenach. Żyjąc w Islandii, niestety pod tym względem nie jest tak wygodnie. Przez odległe położenie kraju w północnej części Atlantyku, tę izolację, wszędzie jest daleko, długo i drogo. Co prawda mamy trochę dosyć dobrych i bezpośrednich połączeń, ale wciąż ich wachlarz nie jest tak szeroki, jak w Polsce, czy jak bym ja tego oczekiwała, i ostatecznie trzeba tu trochę bardziej pokombinować, by gdzieś się wyrwać. Nie warto też wspominać o islandzkich biurach podróży, bo one się w ogóle nie opłacają. Mam wrażenie, że większość Polaków, gdy chce polecieć na wakacje zagraniczne do ciepłych krajów, najpierw leci do Polski, by stamtąd polecieć gdzieś dalej – przynajmniej pracując w Islandii stać na to ludzi.

Nie ma McDonald’s

Trudno mówić tu o minusie, bo przecież McDonald’s, jak każdy inny tego typu fastfood nie jest zdrowy, ale jednak bardzo często wymienia się brak restauracji McDonald’s, jako jedną z największych wad Islandii. Tutaj mogę dodać, że w Islandii bardzo mało jest sklepów światowych sieci. Wspominałam już o sklepach kosmetycznych, ale nie ma tu także takich sklepów, takich jak: Target, Primark, czy Walmart. H&M i New Yorker otwarto tu stosunkowo niedawno, i podejrzewam, że minie jeszcze wiele lat, zanim dotrą kolejne.

Warunki drogowe

Uwarunkowane klimatem i zmienną na niekorzyść, niesprzyjającą pogodą, warunki drogowe, zwłaszcza zimą, potrafią być naprawdę bardzo trudne. Nawet główne drogi, o których byśmy nawet nie pomyśleli, że mogą stanowić jakąś trudność, zimą mogą stać się nieprzejezdne, a wiele z nich przez brak serwisu zimowego zostaje na długie miesiące zimowe zamknięta. Oblodzenia, śniegi, porywy wiatru o huraganowej sile, które strącają z pasu, to w Islandii zimowa codzienność. Drogi górskie, które prowadzą przez islandzkie wyżyny (oznaczone literą “F”) oprócz tego, że z racji warunków pogodowych są otwarte zazwyczaj tylko podczas trzech letnich miesięcy, to są w takiej kondycji, że wymagają nie tylko samochodu z napędem na cztery koła, ale takiego, który jest odpowiednio przystosowany do islandzkiego terenu. Ostatecznie niezależnie od pory roku po Islandii najlepiej jeździ się nie mniejszym samochodem niż SUV-em z napędem na cztery koła.

Wysoki koszt życia

Nie da się ukryć, że największe narzekania związane  Islandia jest drogim krajem i to nie tylko dla turystów. Najwyższy koszt, jaki ponosimy to wynajem mieszkania (lub oczywiście kupno/kredyt). Kosztowne jest również wyjście do restauracji, zakupy spożywcze czy najróżniejsze usługi i w tym wszystkim mało jest tanich odpowiedników. Z drugiej jednak strony zarabiając w dwójkę przeciętną pensję, nie odczuwa się tak bardzo tych cen. Zresztą od lat (jeszcze dawno przed obecną wysoką inflacją w Polsce) nieraz mieliśmy wrażenie, że niektóre produkty w Islandii są tańsze niż w Polsce lub w bardzo porównywalnych cenach i że stosunek zarobków do wydatków wygląda lepiej w Islandii niż Polsce. Wiadomo, wszystko zależy, co porównujemy, ale wciąż w Polsce da się znaleźć mnóstwo tańszych alternatyw niż w Islandii.

Ekologia

Mieszkańcy Islandii mogą cieszyć się bardzo wysoką jakością powietrza, wody, żywności, mieszkań i bezpieczeństwa, ale niekoniecznie najlepszą polityką środowiskową. Choć Islandia w większości, czyli 85% korzysta z zielonej, odnawialnej energii – energii hydroelektrycznej i geotermalnej – to jednak ciemna strona islandzkiej ekologii również istnieje. Islandia wytwarza ogromne ilości odpadów stałych i elektronicznych, do czego przyczyniają się chęci i możliwości mieszkańców Islandii życia na wysokim poziomie. Mało kto przejmuje się tutaj oszczędzaniem wody czy prądu – światła mogą palić się cały czas, a także woda może lecieć długo. Islandczycy chwalą sobie, że mogą brać długie i gorące prysznice, które ich praktycznie nic nie kosztują, i kiedy oni sami przeprowadzają się za granicę, jest to jedna z większych rzeczy, która im na obczyźnie doskwiera, bo wszędzie indziej woda i prąd kosztują znacznie więcej. Mieszkańcy Islandii lubią mieć zawsze najnowsze rzeczy. W sklepach nie kupimy starych (np. sprzed dwóch lat) modeli telefonów, czy laptopów. Wyposażenie domu też często jest wymieniane, bo koncepcja wystroju wnętrz też się człowiekowi lubi zmieniać. Mnóstwo rzeczy ląduje w koszach – również tych sprawnych – i chyba już niepotrzebnie wspominam, że zepsute rzeczy się nie naprawia, a wyrzuca. Islandczycy po prostu kupują dużo. Pozostawianie zapalonych samochodów przed sklepami, choć jest coraz większą rzadkością, to również się zdarza. To można całkiem fajnie interpretować pod względem bezpieczeństwa (że w Islandii nikt nikomu auta, czy rzeczy w środku nie ukradnie), jednak z punktu widzenia ochrony środowiska, jest to kolejna nieekologiczna rzecz. I kolejny powszechny problem – olbrzymie ilości jedzenia nie tylko resztki z restauracji, ale także ze sklepów spożywczych, jest wyrzucana do wielkich kontenerów, które są zamykane na kłódki, a więc nikt nie ma szansy, by jeszcze je wykorzystać. Od ostatnich lat po islandzkich drogach jeździ bardzo dużo samochodów elektrycznych, które również są bardzo mocno promowane. Jednak, czy ktoś zastanawiał się, jaki koszt ponosi środowisko od ich produkcji? Że samochody te są tak naprawdę krótkoterminowe przez akumulatory, które po zaledwie trzech latach są już do wymiany? Ach! I prawie bym zapomniała o segregacji śmieci. Wszyscy, by chcieli, są instrukcje, a funkcjonuje to tragicznie. Mam wrażenie, że w Islandii funkcjonuje udawana ekologia. Z jednej strony Islandia chwali się, jak wspaniale dba o środowisko, a z drugiej jest tak lekkomyślna i pod wieloma względami idzie na łatwiznę i przymyka oko. Z tego chyba wynika, że Islandczycy są świadomi, nawet i chętni, ale przy tym leniwi, a może źle zarządzani. Cieszę się, że turyści są uświadamiani, by nie zadeptywali delikatnego mchu i by nie jeździli offroadami, a także z tego, jak dzieci w przedszkolu Kajetana wykorzystują najróżniejsze odpady do tworzenia swoich uroczych dzieł sztuki. Fajnie, że mamy tu sklepy z używanymi rzeczami i że jednak są tu ci, którzy zwracają uwagę na problem islandzkiej ekologii, ale najbardziej ucieszyłabym się, gdyby wreszcie ogarnęli nasze osiedlowe śmietniki!

Þetta Reddast

Rzecz, która jest zarówno wadą, jak i zaletą, czyli wyluzowane podejście do życia Islandczyka. Od Islandczyków nauczyłam się tak nie przejmować, nie spieszyć, nie komplikować i nie panikować. Nigdy nie zapomnę, jaka byłam zestresowana, kiedy tuż po przeprowadzce do Islandii, po szłam do urzędu załatwiać sprawy z nią związane. Musiałam przygotować komplet dokumentów i na miejscu okazało się, że o jakimś zapomniałam. Byłam pewna, że pani odprawi mnie z kwitkiem, jednak ta powiedziała, że nie szkodzi, i żeby donieść dokument przy okazji. Podobnie z rozliczeniem podatkowym – nawet jeżeli będzie już po terminie, bez żadnych kar, czy upomnień, można go nadrobić. Jednak to podejście ma też pewną negatywną stronę. Islandczycy nie do końca się przejmują czasem, na przykład wtedy, kiedy komuś na nim zależy i się spieszy. Wiele spraw da się załatwić w mgnieniu oka, ale niektóre niepojęcie długo. Często trzeba się parę razy przypomnieć, by dostać odpowiedź, bo nagle kontakt się urywa lub sprawa jest przekładana i w ogóle dużo pytać, by otrzymać satysfakcjonującą odpowiedź. Bo te ich pierwsze odpowiedzi zazwyczaj są zdawkowe. Mam też wrażenie, że Islandczycy nie są tak produktywni, jak Polacy i wiele rzeczy nie działa tak szybko, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni (choć wiadomo, zawsze zależy, o co chodzi), przez co możemy narzekać. Zauważyłam też, że Polacy nieco szybciej myślą, szybciej przetwarzają daną informację w głowie i szybciej znajdują na jakiś problem rozwiązanie – są po prostu bardziej błyskotliwi. Z drugiej strony jesteśmy bardziej nerwowi i działamy pod dużą presją, więc w sumie mamy dobre warunki, by ten swój charaktery nieco tu uspokoić. A “þetta reddast” to najbardziej znane islandzkie powiedzenie, które doskonale określa charakter i podejście do życia Islandczyków. W luźnym tłumaczeniu – “wszystko się jakoś ułoży”.

Nieużywanie kierunkowskazów

Kiedy zaczęłam jeździć po islandzkich drogach, szybko zaczęłam zwracać uwagę na to, że kierowcy bardzo rzadko używają kierunkowskazów. Ależ to jest denerwujące! Tak samo, jak poczucie, że kierowca obok, jakby ślepo jedzie i nie do końca jestem pewna, czy mnie widzi. Niestety, ale bardzo często na ulicach miast dochodzi do stłuczek – Islandczycy jeżdżą za szybko, nieostrożnie i nie myślą z wyprzedzeniem, chociaż w stosunku do pieszych są dużo bardziej kulturalni od Polaków. Bardzo denerwują mnie również zagraniczny turyści (głównie z Chin), którzy nie mając doświadczenia w podanych warunkach, jakie występują na islandzkich drogach, jeżdżą wyjątkowo nieostrożnie. Niektórym też brakuje możliwości mocniejszego przyciśnięcia pedału gazu, ponieważ limit prędkości w Islandii wynosi 90 km/h.

Jakość usług

No niestety, ale Islandii jest jeszcze daleko do Polski pod względem różnorodności i jakości usług, choć to też nie jest tak, że są one tutaj beznadziejne, a w Polsce same wspaniałe. Po pierwsze w Islandii wiele usług jeszcze brakuje i wiele dopiero teraz się rozwija, a te, które są dostępne, nie zawsze działają sprawnie i szybko. I nie mam tutaj na myśli czegoś wymyślnego, tylko bardzo podstawowego, co było dla mnie zwyczajne, kiedy żyłam w Polsce. Za przykład mogę wziąć choćby jedzenie na dowóz, dietę pudełkową, depilację laserową, usługi trychologa, czy Ubera, który w Islandii jest nielegalny. Tym samym w Islandii wciąż jest bardzo dużo miejsca dla osób, które chcą rozkręcić jakąś usługę, biznes, bo rynek jest chłonny, choć o to, by one się rozwijały, też nie jest tak łatwo i niestety zdążyłam zaobserwować, że wiele fajnym pomysłom nie udaje się długo przetrwać. Po drugie Polacy naprawdę w tych usługach są dobrzy! Przykładem może być nasz polski fryzjer Marcin (a według naszych znajomych również polski malarz i polskie kosmetyczki). Polacy wprowadzają do Islandii dużo nowych rozwiązań. Ponadto w niektórych przypadkach sprzedaż usług prowadzona jest jeszcze w dosyć tradycyjny sposób – na przykład ręcznie, a nie komputerowo wpisuje się transakcje. W wielu miejscach jeszcze nie została wprowadzona komputeryzacja, chociaż z drugiej strony Islandia posługuje się wieloma bardzo nowoczesnymi rozwiązaniami. Jednak jest to dla nas wyraźnie zauważalne, że to, co w Polsce od dawna działa z automatu, tu jeszcze nie. Islandczycy są chyba trochę nieufni do nowych rozwiązań, które jednak, jak już przyjmą, uwielbiają. Można powiedzieć, że z jednej strony są chłonni i szybko wprowadzają nowości a z drugiej oporni na nowe.

Nieadekwatne ceny noclegów do standardu

Podróżowanie po Islandii nie tylko jest drogie przez paliwo, ale także miejsca noclegowe, które pochłaniają ogromną część budżetu. Niestety nie ma tanich opcji noclegowych, bo najtańsze (pomijając pola namiotowe) kosztują mniej więcej 350 zł. Oprócz tego standard miejsc noclegowych jest kompletnie nieadekwatny do cen. Tańsze pensjonaty, które kosztują niemało, są zazwyczaj bardzo małe i bez prywatnej łazienki, a pokoje hotelowe dawno nieodświeżane.

Prowadzenie stron internetowych

Zaskakujące jest to, że dosyć często stykamy się z bardzo niestarannie prowadzonymi stronami internetowymi różnych islandzkich sklepów, usług i instytucji. Mnóstwo stron potrzebuje odświeżenia i unowocześnienia, a także jakiegokolwiek aktualizowania. W przypadku prowadzenia stron internetowych różnych sklepów zauważyliśmy dwie, bardzo często pojawiające się problemy. Po pierwsze nie wszystkie produkty dostępne w stacjonarnym sklepie są zamieszczone w sklepie internetowym i na odwrót, dlatego zawsze lepiej sprawdzać asortyment sklepów na te dwa sposoby. To jest dziwne, ponieważ często o naprawdę świetnych produktach dowiaduję się dopiero na miejscu, dlatego staram się unikać przedwczesnego zamawiania w sklepach internetowych. Po drugie, czasem zdarza się tak, że pomimo tego, że na stronie internetowej danego sklepu wyświetla się, że dany produkt jest dostępny, przy zamówieniu (lub w sklepie) okazuje się, że już go nie ma.

Izolacja i odległości

Izolacja wyspy od reszty świata pod wieloma względami wpływa negatywnie na codzienne życie jej mieszkańców. Tu możemy wymienić drożyznę i wieczne przepłacanie, mały wybór w niektórych produktach, a także niekiedy braki podstawowych produktów spożywczych w sklepach nawet w stolicy, szybkie wyczerpywanie produktów (na przykład kosmetycznych), długi czas oczekiwania na zamawiane produkty, czy utrudnione podróże zagraniczne. Niestety nieraz też światowe sklepy, które wysyłają swoje produkty za granicę, nie wysyłają ich do Islandii. Ja natomiast bardzo przyzwyczaiłam się do tego skromniejszego wyboru w produktach i gdy kilka miesięcy temu byłam w Polsce, naprawdę bardzo się irytowałam, że wybór jest, aż tak duży. Nie mogłam się na nic zdecydować, nie wiedziałam, gdzie ostatecznie zrobić zakupy, z których często też rezygnowałam, przez przerażające tłumy kupujących ludzi wokół mnie. W Islandii (Reykjavíku) wiem, gdzie mam pójść, by daną rzecz kupić i nie tracę czasu na zastanawianie się, który produkt wybrać, bo czasem nawet nie mam w czym wybierać. Także dla mnie ograniczony wybór w niektórych produktach jest zarówno wadą (która owszem, czasem bardzo irytuje), jak i dużą zaletą, bo oszczędza mi czas i nerwy. Izolowani mogą czuć się również ludzie, którzy mieszkają daleko poza stolicą, w regionach trudno dostępnych (zwłaszcza zimą). Odległości pomiędzy miejscowościami są duże, a największe utrudnienie mają ci, którzy mieszkają daleko od Keflavíku, gdzie znajduje się jedyne międzynarodowe lotnisko, z lotami na cały świat. Ten, kto mieszka na przykład w Akureyri na lotnisko ma pięć godzin jazdy samochodem (430 km), w Ísafjörður, 6 godzin (500 km), a Egilsstaðir 8 godzin (680 km).

Rynek pracy

Islandzki rynek pracy oczywiście uwarunkowany jest potrzebami kraju. Bardzo często jestem pytana, czy ktoś znajdzie tu pracę, jako… [wymień zawód] i ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo zawsze to wszystko zależy, jak wszędzie indziej na świecie. Po pierwsze, ja nie jestem pracodawcą, po drugie, konkurencja też tu jest, a po trzecie, nie mam pojęcia, jakie jest zapotrzebowanie na dany zawód, bo po prostu się tym nie interesuję. W takiej sytuacji odpowiadam, by poobserwować portale, na które wrzucane są oferty pracy, by właśnie móc się rozeznać w islandzkim rynku pracy, czyli z jakimi zawodami (i umiejętnościami/doświadczeniem) są tutaj potrzebni ludzie. W końcu czasem okazuje się, że niektóre zawody nie są tu tak popularne albo że w danych sektorach pracy jest wystarczająco dużo pracowników. Kolejna sprawa jest taka, że różnorodność w ofertach pracy znajdziemy raczej tylko w stolicy kraju, czyli osoby, które chciałyby mieszkać w mniejszych, bardziej odległych miejscowościach, często nie znajdą zatrudnienia w swoim zawodzie, bo nie zostały tam stworzone takie stanowiska pracy.

Stan dróg

Drogi pokryte asfaltem są w Islandii całkiem dobre, chociaż dziury też się zdarzają, ale jednak nawierzchnię potrafią wymienić błyskawicznie (wręcz niezauważalnie dla kierowcy). Natomiast większość dróg na wyspie nie jest w dobrym stanie i wymagają one odpowiedniego samochodu. Górskie drogi (F-roads), które otwarte są tylko w miesiącach letnich, wymagają samochodu z napędem na cztery koła, ale równocześnie nie wszystkie będą przejezdne nawet dla wysokiego jeepa. Wiele dróg w interiorze Islandii przecinają rzeki, przez które trzeba przejechać, ponieważ nie posiadają mostów. To sprawia, że mnóstwo obłędnie pięknych regionów Islandii dostępnych jest tylko dla tych, którzy poruszają się odpowiednio zmodyfikowanymi pojazdami lub tych, którzy wykupią wycieczki organizowane przez lokalne biura podróży. Mnóstwo dróg poza stolicą jest szutrowych, kamienistych – niby dostępnych dla nawet małych, miejskich samochodów bez napędu na cztery koła, a jednak niekiedy bardzo niewygodnych do przejechania tymi “zwykłymi” samochodami. Tym samym wiele z nich jest pozbawiona serwisu zimowego, co sprawia, że są one możliwe do przejechania tylko wtedy, gdy pozbawione są śniegów.

Pranie na balkonie

Ostatnio wpadłam na genialny pomysł, aby wieszak z praniem wystawić na balkon! Kompletnie odzwyczaiłam się od tej, jakże oczywistej w Polsce czynności, ponieważ islandzkie warunki prawie w ogóle na to nie pozwalają. Odkąd mieszkam w mieszkaniu z balkonem na południową stronę świata, staram się pamiętać, gdy tylko wiatr nie jest za duży, suszyć pranie na świeżym powietrzu. Jednak tym samym nie mogę o nim zapomnieć i muszę je sprawdzać częściej, ponieważ islandzka pogoda lubi płatać figle.

Mało stacjonarnych sklepów tematycznych

W Islandii w zasadzie wszystko jest łatwo policzalne i tak jak już wspomniałam przy okazji miejsc rozrywki, które każdy w końcu pozna, podobnie jest w zasadzie ze wszystkim innym, w tym ze sklepami stacjonarnymi. Mamy tu dosyć mały wybór w stacjonarnych sklepach tematycznych, na przykład, jeżeli pomyśli się o sklepie papierniczym, to do głowy wpadnie tylko jeden, czyli A4 (choć mamy jeszcze choćby Penninn). Z kolei Elko, choć nie jedyny z tej kategorii, to jednak najbardziej znany i uczęszczany sklep z różnego rodzaju produktami RTV i AGD.

Trudny dostęp do drewna

Wszyscy dobrze wiedzą, że Islandia ma bardzo niewielkie zalesienie. Owszem, fajnie by było, gdyby tych lasów było więcej i większych, jednak na brak zielenie nie narzekam. Natomiast pomarudzić można na to, że zwykłe, najtańsze deski w sklepie budowlanym wcale nie są tak łatwo dostępne i tanie. Także nie ma na co liczyć, że DIY wyjdzie taniej od kupowania gotowych mebli.

Białe noce

Jedna z największych moim zdaniem zalet życia w Islandii, czasem przez Polaków wymieniana jest jako wada! Chodzi o białe noce, które w Islandii występują od maja do lipca. Niektórzy mają wtedy problem ze snem, są rozregulowani i rozdrażnieni. Ja kocham te długie dnie i jasne noce. Dają mi mnóstwo energii, czasu na podróżowanie i wcale nie zaburzają funkcjonowania mojego organizmu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie muszę zasłaniać okien, jeżeli nie razi mnie słońce i nas synek też nigdy nie miał z tym problemu. Bardziej nie mógł załapać, że jest jeszcze jasno, a sklepy już zamknięte.

Beki i bąki

Brak kultury? A może po prostu inna mentalność i świadomość. Mnie zupełnie to nie przeszkadza, choć na początku byłam tym nieco zdziwiona. Inni uważają to za bardzo nieładną cechę charakteru (?) Islandczyków i ta kwestia ich trochę uwiera. A mianowicie publiczne bekanie i puszczanie bąków.

Brak toalet

Turyści odwiedzający Islandię zwracają również uwagę na problem braku toalet przy atrakcjach turystycznych, czy na stacjach benzynowych, które często są samoobsługowe i pozbawione budynku ze sklepem, restauracją i właśnie toaletami. Dlatego warto mieć tego świadomość i szukać rozwiązań. Ja polecam pytać o toaletę w pensjonatach/hotelach/restauracjach, które jednak od czasu do czasu się mija, kiedy podróżuje się dookoła Islandii. Trudno jednak wymagać dostępności do toalet w dzikim interiorze Islandii i mam nadzieję, że infrastruktura turystyczna nie zacznie się tam rozszerzać. Czasem siku za skałką jest OK.

Drogie campingowanie

Niektórzy marudzą również na to, że islandzkie pola namiotowe są drogie, a także na to, że często trzeba dodatkowo zapłacić za prysznic (na przykład 600 koron, czyli około 18 złotych za 3-minutowy prysznic i to tylko płatny gotówką). No cóż, takie są tu realia i decydując się na podróż do Islandii, trzeba je zaakceptować, a dzięki takim wpisom, jak ten ma się okazję dobrego przygotowania do podróży. Dla mieszkańców Islandii campingowanie jest tanie, a 600 koron za prysznic nie robi wrażenia, chociaż w tym przypadku lepiej udać się na basen, do którego wejście kosztuje tylko trochę więcej, a jest oczywiście bardziej atrakcyjny i bez ograniczenia czasowego – tak właśnie robią Islandczycy.

Nie ma burz!

Jak ja kocham burze! Te przerażająco głośne huki, błyskawice i piękne pioruny! – Oczywiście bezpiecznie obserwowane z domu. Niestety, ale w Islandii do burz dochodzi bardzo rzadko. Kilka grzmotów usłyszałam tylko dwa, maksymalnie trzy razy i to przez bardzo krótką chwilę. Rozbłysk na niebie ujrzałam tu chyba tylko raz. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że będzie mi brakować letnich burz, a jednak wymieniam ich brak w minusach życia w Islandii!

Opieka medyczna

Przy pogodzie i wysokich cenach, jest to ulubiony temat, na który w Islandii się narzeka. Gdybym miała poruszyć wszystkie negatywne kwestie związane z opieką medyczną w Islandii, które wymieniają mieszkańcy Islandii, chyba zarwałabym całą noc. Na samym początku muszę podkreślić, że ja – osoba chorująca na serce – jestem bardzo zadowolona z opieki kardiologicznej, którą tutaj otrzymuję. I w zasadzie nigdy islandzcy lekarze mnie oraz mojej rodziny nie zawiedli. Nie wiem, może po prostu mamy szczęście? W każdym razie to, co mnie się tutaj najbardziej nie podoba, to utrudniony dostęp do badań diagnostycznych oraz lekarzy specjalistów. Niestety nie mogę tutaj samodzielnie wykonać żadnych badań, tylko zawsze muszę mieć na nie (nawet na podstawowe badanie krwi) skierowanie od lekarza. Nie mogę też prywatnie umówić się na przykład do endokrynologa, tylko poprzez lekarza rodzinnego, o ile ten w ogóle mnie do niego dopuści. Z kolei wielu innych pacjentów narzeka na złą diagnozę i lekceważenie objawów. W tym podpunkcie można również wspomnieć o tym, że wiele mniejszych miejscowości, wsi, nie ma dostępu do lekarza, bo tych po prostu tam nie ma. Ja zdecydowałam się na mieszkanie w Reykjavíku również dlatego, że mam szybki i łatwy dostęp do lekarzy i aptek. Z moim stanem zdrowia nie wyobrażam sobie życia poza tym miastem. Więcej o islandzkiej opiece medycznej napisałam tu: https://naszmalyswiat.pl/sluzba-zdrowia-w-islandii/

Nieuczciwi pracodawcy

Wszędzie natknąć się można na nieuczciwego pracodawcę i w Islandii również (i niekoniecznie będzie to Islandczyk). Islandia uchodzi za bardzo bezpieczny kraj – którym faktycznie jest – ale nie oznacza to, że nie dochodzi tutaj do przestępstw, czy różnych przekrętów. Jeżeli chodzi o pracę, to bardzo polecam uważne śledzenie pasków wypłaty, które co miesiąc są przesyłane na konto bankowe pracownika. Nam parę razy się zdarzyło, że pracodawca źle zliczył nam godziny pracy. Oczywiście wielu ludzi miewa dużo poważniejsze problemy i tutaj ważne jest, aby nie pozwalać sobie, by ktoś nami pomiatał. W Islandii dosyć dobrze działają związki zawodowe, które pomagają w rozwiązywaniu problemów między pracownikami a pracodawcami.

Poczta

Na to, jak funkcjonuje islandzka poczta, również można trochę ponarzekać. Chociaż może bardziej na islandzki urząd celny? W każdym razie praktycznie za każdą przesyłkę płaci się cło i jakieś podatki – również za paczki wysyłane przez rodzinę z używanymi rzeczami. Chociaż tutaj muszę przyznać, że od wielu lat nie płaciliśmy za paczkę z Polski – dlaczego? Może dlatego, że zawsze jest ona dobrze opisana i nic nie ściemniamy? Nie wiem, może to po prostu przypadek. Natomiast zamawiając najróżniejsze produkty zza granicy, czasem płaci się prawie połowę ceny wartości produktu, by móc odebrać paczkę. I właśnie z tego powodu wielokrotnie musiałam odmówić różnych współprac barterowych, bo kompletnie by mi się to nie opłaciło. Natomiast bardzo podoba mi się to, że islandzcy listonosze/kurierzy dostarczają przesyłki w późnych godzinach wieczornych, aż do 22:00.

Dostępność mieszkań

Kiedy przylecieliśmy do Islandii, wielokrotnie byliśmy ostrzegani, że tak łatwo i szybko nie uda nam się wynająć mieszkania. Od zawsze pamiętamy, że problem z dostępnością mieszkań był duży, ale i tak dużo mniejszy niż obecnie. Nam akurat bardzo szybko udało się wynająć swoje mieszkanie i to w bardzo dobrej cenie oraz dzielnicy, także całe szczęście nigdy nie mieliśmy tego problemu, ale wiele osób go ma i naprawdę nie jest tak łatwo. Zainteresowanych wynajmem mieszkania, czy nawet pokoju, jest bardzo dużo, a wolnych miejsc nie dość, że brakuje, to jeszcze kosztują ogromne pieniądze. Ludzie szukają mieszkań (i pokojów) do wynajęcia przez agencje mieszkaniowe, a także prywatnie, na przykład na grupach facebookowych, na których niestety ogłaszają się również oszuści.

Turystyka

Niektórzy narzekają na to, że Islandię w krótkim okresie letniego sezonu turystycznego odwiedza zbyt dużo turystów. To sprawia, że znane atrakcje krainy lodu i ognia są zatłoczone i trudno jest znaleźć dla siebie wolną przestrzeń. Turystyka masowa ma również negatywny wpływ na środowisko przyrodnicze, co niestety w Islandii jest coraz wyraźniej widoczne. Infrastruktura turystyczna się powiększa – stawiane są nowe centra turystyczne, sklepy z pamiątkami, restauracje, a także budowane są nowe szlaki turystyczne. Uważam jednak, że nie do końca jest to takie złe, ponieważ wyznaczanie stref turystycznych przy danych atrakcjach, w pewnym stopniu ogranicza degradację środowiska, która i tak byłaby zagrożona i niekontrolowanie niszczona. Myślę też, że przyzwyczajonych do wolnych od turystów przestrzeni mieszkańców Islandii, zaczyna męczyć to, że do niedawna nieznanych miejsc, zaczynają docierać turyści zagraniczni. Że trzeba jechać dalej, szukać tej wolnej od całego świata przestrzeni, której na dobrą sprawę jest ogrom, bo turyści, choć docierają do wielu miejsc, to tak tłumnie oblegają tylko niewielką część wyspy, czyli w kółko wymieniane w przewodnikach te same atrakcje turystyczne. Z drugiej strony wystarczą trzy zaparkowane przy jakiejś atrakcji turystycznej samochody, by mieszkaniec Islandii stwierdził, że wyjątkowo dużo ludzi ją odwiedza. Jesteśmy przyzwyczajeni do przestrzeni, braku ludzi po horyzont i tym samym mamy mniejszą tolerancję na tłumy. Wciąż islandzkiej turystyki nie da się porównać do tej, która występuje w wielu europejskich miastach i regionach turystycznych.

Patologia wśród emigrantów

Jeden z podpunktów, który wymienił nasz instagramowy obserwator i faktycznie trudno jest się z nim nie zgodzić. Wraz z napływem emigrantów do Islandii przestępczość w tym kraju zaczęła wzrastać. Islandia, choć wciąż uważana jest za jeden z najbezpieczniejszych do życia krajów na świecie (potwierdzam, poczucie bezpieczeństwa tutaj jest bardzo wysokie), nie jest pozbawiona przestępczości. Za kradzieże, napady, nielegalne działalności, a nawet morderstwa, nie chcę mówić, że w większości, ale w dużej mierze odpowiedzialni są obcokrajowcy (najczęściej wymieniani są Litwini, Albańczycy i Polacy), choć oczywiście Islandczycy też tutaj nie są bez winy. Więcej: Islandzkie sprawy kryminalne.

https://youtube.com/watch?v=E4kgair04Qs%3Ffeature%3Doembed

Brak polskiego sklepu

Kolejny wymieniony minus jest Polki mieszkającej w Islandii. Doskwiera jej brak polskiego sklepu w miejscowości, której mieszka, czyli Akureyri – stolicy północy. Wiąże się on z tym, że brakuje jej “połowy składników”, które potrzebuje do upieczenia, czy ugotowania jej ulubionych słodkich i słonych dań, których nie dostanie w islandzkich, a właśnie polskich sklepach. Ten problem można rozszerzyć do trudnego dostępu do różnorodnych składników i produktów w mniejszych miejscowościach, tym bardziej na wsiach na terenie całej Islandii. Ja natomiast (mieszkając w stolicy) rzadko narzekam na braki w produktach spożywczych, choć faktycznie często zakładam, że jakiegoś tu nie będzie (na przykład dyni Hokkaido, czy czarnego czosnku), a potem okazuje się, że jak najbardziej jest. Więcej: Zakupy z polskiego sklepu.

https://youtube.com/watch?v=o0jSn2lxtug%3Ffeature%3Doembed

Słaba organizacja pracy

Bardzo się cieszę, że moja droga obserwatorka przypomniała mi o tej, jakże ważnej kwestii. Niestety nie tak rzadko słyszę, że Islandczycy niekoniecznie są dobrzy w logistyce i organizacji pracy, co bardzo drażni Polaków, którzy są w tym dobrzy. Jednak to nie tak, że wszyscy Islandczycy w tym kuleją, bo to też zależy od firmy i branży, i firma, w której pracuje mój mąż, jest wręcz zaprzeczeniem wszystkich negatywnych stereotypów dotyczących stylu pracy Islandczyków.

Nie można kupić pojedynczych lodów!

Islandczycy uwielbiają jeść lody i to przez cały rok. W mieście mamy mnóstwo lodziarni (choć moja ulubiona znajduje się nad jeziorem Mývatn), a w każdym sklepie spożywczym znajdziemy naprawdę szeroki w nich wybór. Jednak większość lodów pakowana jest po kilka sztuk w pudełku i trudniej jest dostać pojedyncze na patyku, choć wcale nie jest to niemożliwe. Jest w nich po prostu dużo mniejszy wybór i często w tych najgorszych lodach.

Blaszane domki

Kolejny zarzut do Islandii to paskudne budynki pokryte blachą, które przypominają hangary. A także rozczarowanie, że kolorowe, wyglądające na drewniane, są jednak blaszanymi domkami. Nie wiem nawet, jak to skomentować. Każdy kraj charakteryzuje się inną architekturą, która związana jest z inną historią i kulturą danego narodu. Powszechna blacha, która otula islandzkie budynki, jest dziś charakterystycznym elementem krajobrazu islandzkich miast. Czy jest to wada życia w Islandii? Dla mnie nie, bo Islandia zapewnia mi to, co kocham najbardziej – dziką i surową przyrodę. I właśnie dzięki temu, kiedy odwiedzam Polskę, czy inne kraje świata, zachwycam się ich bogatą architekturą, w której zapisany jest kawał fascynującej historii!

Długa zima

Prawie bym zapomniała o długiej zimie! Czy to dlatego, że osobiście mi ona nie przeszkadza? Niekoniecznie, choć mogę powiedzieć, że ją zaakceptowałam. Nie wiem dlaczego, ale lubię te ponure, późnojesienne wieczory z szalejącym wiatrem za oknem, który wielkim hukiem uderza w mój otoczony blachą balkon. Taka aura nastraja mnie artystycznie i dobrze się w niej czuję. Mam wtedy mnóstwo pomysłów, na które mam też czas. Tak samo lubię grudzień, kiedy wszyscy szaleją z zimowymi ozdobami. Jednak nie lubię, kiedy jeszcze w maju zalega śnieg i nie mogę wrócić do mojej pasji podróżowania po najdalszych zakątkach wyspy.

Wredne lusmý!

To będzie już chyba 51 wada życia w Islandii, także powiedzmy, że jest to taki bonusowy podpunkt, choć wcale nie tak mało istotny. Od kilku lat w Islandii występują małe muszki, które okropnie uprzykrzają podróżowanie po kraju. Są to lusmý, czyli muchówki kuczmany. I wcale nie chodzi o to, że są one maciupkie i wszędzie wlatują – chociaż to też – ale że gryzą i to tak potwornie, że ugryzienia znanych nam z Polski komarów są niczym. Niestety, ale latem bez moskitier zakładanych na twarz nie da się podróżować po Islandii.

Zakończenie

I tak prezentują się minusy życia w Islandii, które wpadły mi do głowy w ostatnich trzech dniach, czyli podczas pisania tego tekstu. Naprawdę nie spodziewałam się, że wymyślę ich, aż 50 (choć o wielu z nich przypomnieli mi moi obserwatorzy na Instagramie) i że tekst ten osiągnie ponad 8000 słów! Na koniec mam pytanie: czy któraś wada życia w Islandii, jakoś szczególnie Cię zaskoczyła? A jeżeli tu mieszkasz, czy są takie, z którymi się zgadzasz lub wręcz przeciwnie? I czy jeszcze można jakiś minus życia w Islandii wymienić?

Obejrzyj także film

https://youtube.com/watch?v=f9htdJ7NNdc%3Ffeature%3Doembed

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *